Dzikie koty
Klamra od paska Ramiączko od stanika Porzucone słowa Jak kłaczki Na aksamitnej poduszce Nie pasujące
Dzikie koty Detonują swe pazury Na moim policzku Krew jak mleko Spod zamkniętych broczy powiek
Na dywanie porzucona Zbieram resztki nocy Zużyte marzenia Kilka fajek Puszysty kot mruczy Na twoich kolanach Z rozkoszy Ja płaczę…
Pani sklepikarka
W pewnych konwencjach Zmieścić się nie da Bo i po co Każdy ma być szczęśliwy Przecież to świat wąskich pojęć
I furtki twojego umysłu Niczym szczeliny Za wąskie żeby przejść A górą się nie da Bo nie mogę balansować Na cienkiej linie
Chora psychika Pani sklepikarka W zawężonym kontekście Widzi tylko połowę mnie Okrojoną psychikę w bezkształtnym ciele
Niekompletna blondynka Zabiera mi z wieszaka ostatnią parę złudzeń Ale no cóż I tak były za wąskie By się w nie zmieścić...
Rzemieślnik miłości
Maluję obraz
Palcem szkicuję linie Twoich ust Miękkim językiem Różowię bladość twego ciała By nie wyblakła W blasku dnia Drżeniem serca Wykańczam krzyż na linii bioder To podpis malarza na płótnie
Pisze poezję
Cichymi jękami Łączę sylaby W zdania urwane Euforią pożądania Piszę pomiędzy wierszami By nie stracić wątku W upojnej ekstazie By rytm twego serca Zamknąć w jedności słów i ciał
Rzeźbię
Me zwinne dłonie Ogniem rządz piekielnych Wypalają pragnienia W marmurze twej męskości I rzeźbią je na kształt Moich sennych marzeń By stworzyć postument Naszego oddania
Tworzę Ciebie Mnie Nas Obraz doskonały Najdoskonalszą sztukę Nasze świadectwo Pośród tak wielu marnych dzieł Upadłych artystów
Przyjaciele?
Gdy w duszy mej Ikar ginął O skały uderzał morski prąd … Oni sączyli złoty płyn ze szklanki z grubego szkła
A on tak krzyczał Gdy serce przebił ostry głaz Sam sobie był mogiłą Skrzydła wyrosły krzyżem Na jego plecach Wiatr cichutko płakał … Oni kończyli już drugą szklankę
Cały świat przybył złożyć hołd Kobiety płakały rozrywając szaty Nawet ojciec ryzykant zniżył lot Drzewa oddały pokłon szumiąc żałobną pieśń Sam król zasiadł u jego stóp Życie chciało już nie żyć … Oni spali błogim snem pijanych lecz sprawiedliwych
Poziomki
Bo jesteś jak ja
Szczęście ma ciepłe dłonie Pachnące poziomką
Z rękę mnie złap Przecież wiem że chcesz Chcemy
Być szczęśliwym Mieć kieszenie pełne poziomek Oblizywać palce z miłości Ociekające ciepłem ciał
Pozwalam Urządzić moje serce Według zasad miłości Nie musi być poukładane Musisz tylko poodkurzać i wyrzucić śmieci
Zakochaj mnie Uśpij obudź rozpal i zgaś Tysiącem iskier zabłysnę Miej poziomkowe usta Przecież wiem że chcesz Ja też
Mężczyzna
Mężczyzna to rozdymione oczy Dziewicze nieprzypruszone łzami Ułożone włosy I na klacie na dodatek Gratis
To diabeł z lekko pogniecionymi rogami Widły zakupione na wyprzedaży Razem z kwiatami dla mnie I reklamówka gruszek Nie umytych błagających o wodę
Może nazwałabyś go poetą
Mój diabeł zdjął ze mnie skrzydła Złożył w kostkę Porozrzucany świat Uprasował ciężkim dotykiem rąk I trwał
|